Podejrzewam, co tam, nawet jestem pewna, że gdyby stanęła mi na drodze krowa to nawet bym nie wiedziała czy to czasem nie byk. Nie było mi dane spędzać wakacji u cioci czy babci na wsi. Zbyt miastowa ta moja rodzina. Ubolewam nad powyższym zawsze, gdy mój tata wspomina wakacje i mleko jeszcze ciepłe, bo prosto od krowy, z metalowego kubka, którym poiła go właśnie jego babcia. Wiem, że wrażenia z takiego doświadczenia mogą być różne. Na przykład, mój mąż, pomimo że obyty w wiejskich klimatach, na samo wspomnienie takiego poczęstunku, które kiedyś u ciotki mu się przydarzyło, ma bardzo niewyraźną minę. Jednak z przyjemnością przywiózł mi dzisiaj od Pana Urbaniaka z Wrzosowa śmietanę, kremówkę, co prawda pasteryzowaną, ale nie UHT. Tą samą, w sezonie, w naszej restauracji używamy do produkcji lodów i bitej śmietany.
Dzisiaj, w domu, robimy z niej swoje masło.
Mieszamy...
mieszamy...
odcedzamy, wyciskamy...
i gotowe masło
w pergamin zawijamy.
Będzie na mazurki, z twarogiem na paschę i po prostu do chleba.
Czas pomyśleć o miastowych świętach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz