wtorek, 6 listopada 2012

avocado



Susan, pewna piękna francuska, u której mieszkałam w Paryżu, codziennie jadła avocado. Dojrzałe, mięsiste, przekrojone na pół, z odrobiną musztardy Dijon, skropione sokiem z cytryny.
O tym, że dojrzałe przekonasz się biorąc w dłoń. Czując miękki miąższ pod palcami możesz przekroić wzdłuż na pół, a wtedy duża, piękna pestka wyjdzie bez trudu.
Gdy za twarde, dojrzeje szybko, gdy jeszcze całe położysz obok jabłka.
Gdy odpowiednio dojrzałe, dłużej przechowa się w lodówce, ale najlepiej smakuje podane w temperaturze pokojowej.
Sok z cytryny, szczypta soli morskiej, świeżo mielony pieprz, odrobina ulubionej musztardy. Łyżeczka za łyżeczką.
Lekko zgniecione widelcem, grubo rozsmarowane na chrupiącej grzance i polane oliwą z oliwek.
Pokrojone w kostkę, z pomidorem, czerwoną cebulą, posiekanym chilli, miętą, doprawione sokiem z limonki, jako dodatek do pieczonego mięsa.
Wybierz jak lubisz.
Ja lubię wspominać Paryż.
Czas na drugie śniadanie. 

2 komentarze:

  1. Avocado jest pyszne! My robimy pastę z dodatkiem oliwy i czosnku. Świetny blog! pozdrawiam! Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! I zapraszam, zaglądaj do mnie:)pozdrawiam Monika

      Usuń